Z okazji Dnia Uzdrowienia w ramach Kalendarza Adwentowego 2022 Lidia Miś – autorka książek dla dzieci i właścicielka Wydawnictwa Dreams – opowiada nam o swoim doświadczeniu choroby nowotworowej.
Przez pewien czas nie byłaś zaangażowana w działania wydawnictwa. Możesz opowiedzieć, co się stało?
Tak, na ponad rok przekazałam ster swojej córce. Uczyniłam ją sukcesorem firmy, czyli osobą, która miałaby dalej prowadzić wydawnictwo, gdybym umarła.
Latem 2020 roku otrzymałam diagnozę, że jestem chora na ziarnicę złośliwą. Nowotwór chłoniak Hodgkina umiejscowił się wokół mojego serca i w płucu. W niespełna kilka miesięcy choroba tak mnie wyniszczyła, że choć zawsze byłam osobą dynamiczną, pełną życia, nagle miałam trudności, aby wejść po schodach bez pomocy męża, ledwo chodziłam, ledwo oddychałam.
Co czułaś, kiedy otrzymałaś diagnozę?
Pragnęłam pożegnać się z rodziną, ale nie wpuszczali wówczas nikogo do szpitali. To było tuż przed biopsją. Lekarze mieli na drugi dzień przebić się między moimi żebrami i omijając płuco, dostać się do okolic serca, aby pobrać wycinek. Nazajutrz leżałam nieruchomo, każdy najmniejszy ruch, choćby małym palcem u ręki, sprawiał wielki ból. Z mojego boku wychodziła rurka, która kończyła się w jakiejś skrzynce, dren osuszał płuco. Obok mnie umierał pacjent, lekarze byli bezradni wobec niego. Myślałam, że i mnie zostało kilka godzin życia. Tak bardzo chciałam z wszystkimi się pożegnać.
Czy były momenty zwątpienia, utraty nadziei albo po prostu momenty, które zapisały się w pamięci jako szczególnie trudne?
Ani zwątpienia, ani utraty nadziei, dzięki Bogu, nie miałam. Co najwyżej bezradność w działaniu. Leczenie odbyłam w Krakowie w Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej. Rozpoczęłam chemioterapię we wrześniu i do marca 2021 roku miałam 11 wlewów. Przy czym jeden z nich był tak mocny (dwudniowe podanie chemii), że po paru dniach nie tylko wypadły mi włosy, ale także zaczęły odpadać kawałki dziąsła. Do tego wróciłam ze szpitala z covidem (któraś z pacjentek była chora). To był kolejny bardzo trudny moment w mojej chorobie. Żadne laboratorium nie chciało mi wówczas pobrać krwi, co było konieczne, aby sprawdzić, czy nie nastąpił szok. Był to kolejny raz, kiedy myślałam, że znów zostało mi tylko kilka godzin życia.
Co pomagało ci przetrwać najtrudniejsze momenty?
Wyłącznie wiara. Kiedy leżałam nieruchomo na oddziale torakochirurgii, myśląc, że wkrótce umrę, wpatrywałam się w krzyż Jezusa wiszący nad drzwiami. Mówiłam do Niego: „Ciebie przebito żywcem, nie wyobrażam sobie, jak Cię to wszystko musiało boleć. Mnie pod narkozą, a ledwo wytrzymuję”. Oczywiście byłam na najsilniejszych lekach przeciwbólowych, ale i tak dolegliwości były dokuczliwe. To odnośnie do fizycznego bólu. Duchowo miałam niebywały pokój. Pomimo okoliczności zewnętrznych wtedy, jak i przez całe późniejsze leczenie, chemioterapię, odpadające dziąsła i infekcję, radioterapię, 17 frakcji, podczas których towarzyszyły mi stany przedzawałowe – odczuwałam wielki pokój ducha. Choć kilkukrotnie stawałam w obliczu świadomości: „To ten moment, w którym za chwilę umrę”, w sercu odczuwałam ciszę, bliskość kochającego Boga. Pojawiało się nawet oczekiwanie na śmierć, jak to będzie. Bóg dał mi doświadczenie, że jestem Jego córką, którą On niesie na rękach. I niezależnie, czy mnie przez to przeprowadzi do zdrowia, czy mnie wezwie do siebie, nie muszę się niczego lękać. Wszechmocny był i jest ze mną. Wiem, że doświadczyłam wielkiej łaski od Boga, że sama nie mogłabym się wznieść do takiego pokoju i zawierzenia.
Co chciałabyś powiedzieć osobom, które doświadczają problemów zdrowotnych?
Aby pomimo trudności i niemocy wsparły się na Tym, który jest mocny. Zaufały Bogu. Kto, jak nie ten, który nas stworzył i powołał do życia z Nim w niebie, najlepiej się o nas zatroszczy? Może cudownie uzdrowi, ale może po prostu skieruje do odpowiedniego lekarza. Kiedy pojawia się cierpienie, to ono również może mieć sens. Można je ofiarować Bogu, łącząc je z cierpieniem Jezusa. Bóg to wszystko przyjmie. Może to być wielki dar dla kogoś z naszych bliskich, aby mógł doświadczyć życia w wierze. Może się przyczynić do czyjegoś nawrócenia.
Jakie widoki na przyszłość?
Jestem po leczeniu, po wszelkich badaniach wykluczających wznowę. 19 września 2022 roku otrzymałam od mojego lekarza informację, że jestem zdrowa. Nie może zaręczyć, że kiedyś nowotwór nie powróci albo że nie umiejscowi się gdzie indziej, ale na dziś jest czysto. Dla mnie data 19 września, kiedy dowiedziałam się o wyzdrowieniu, jest ważna również z innego powodu. Jest to rocznica objawienia Matki Bożej w La Salette, o której napisałam książkę dla dzieci Piękna Pani. Myślę, że to w dużej mierze Jej wstawiennictwu zawdzięczam nowy etap życia. Co dalej? Wróciłam do pracy. A w niej plany na nowe piękne książki.
Dziękuję Pani za ten wywiad.
Dziękuję też ogromnie za Wydawnictwo, bo publikujecie naprawdę wartościowe i przez to właśnie niezwykłe książki.
Bardzo dziękuję za to świadectwo!